Czasami jest tak, że po prostu brakuje weny. Najzwyczajniej w świecie nadchodzi era wielkiego Nie Chce Mi Się. I nie motywuje nawet to, że mąka z szafki błaga o uwagę, piekarnik zamarza, a na półce zalegają sterty fantastycznych przepisów do wypróbowania. No, ale jesień w końcu:)
Nic nam nie wiadomo, na temat istnienia lekarstwa na złą jesień(/wiosnę/lato/zimę/cały rok, o zgrozo;p). Zawsze jednak można nacieszyć nos i podniebienie plackiem drożdżowym. Nawet z mrożonymi truskawkami:)
Otóż, aby oddać sprawiedliwość, nasz placek drożdżowy nie miał w sobie ani jednej mrożonej truskawki. Wszystkie były świeże, piękne i pachnące. Jednak taki z mrożonymi i dosłodzonymi, także wydaje się być kuszący:)
Placek drożdżowy:
2 szklanki mąki pszennej
pól szklanki cukru
1/3 szklanki ciepłego mleka
1/4 kostki masła
15g świeżych drożdży (można troszkę więcej)
2 łyżki cukru pudru
2 żółtka
cukier wanilinowy
truskawki z zamrażarki z cukrem wedle uznania
Połowę masła siekamy, dodajemy 1/4 szklanki mąki i cukier puder. Zagniatamy sypką kruszonkę i wkładamy do lodówki. Kruszonki można zrobić więcej, jeśli się ją lubi oczywiście (ale czy możliwe jest aby jej nie lubić??).
Drożdże rozcieramy z połową łyżki cukru i mlekiem. Dosypujemy 2 łyżki mąki i mieszamy. Odstawiamy na pól godziny. Pozostałe masło stapiamy i studzimy.
Żółtka ucieramy z resztą cukru i cukrem waniliowym. Dodajemy do drożdży razem z mąką i wyrabiamy ciacho. Wlewamy masło i zagniatamy ponownie. Jeśli jest zbyt rzadkie, dosypujemy mąkę. Odstawiamy, i dajemy czas aby pięknie urosło.
Foremkę wykładamy papierem, rozciągamy na nią ciacho. Układamy truskawki i posypujemy kruszonką. Pieczemy w 190 stopniach przez 35-40 minut.
I tak przechytrzyliśmy jesień:)