poniedziałek, 12 listopada 2012

Weekendowy alko-keks:)


Istnieją w życiu rzeczy, które po prostu wypadałoby zrobić. Jedną z nich jest keks:) Pieczenie ciężkiego od bakalii, a jednocześnie niezwykle puchatego ciasta wydawało się kulinarnym wyzwaniem. Dodatkowym utrudnieniem był brak miksera, jednak nawet to nie ostudziło naszego zapału. Efekty? Pyszne:) :




Jak zrobić sobie własny alko-keks:

Składniki:
1 i 2/3 szklanki mąki
3 jajka
170g masła (u nas margaryna;D)
170g cukru pudru (zmielone 3/4 szklanki cukru w kryształkach)
cukier wanilinowy
proszek do pieczenia
żurawina, kandyzowane wiśnie,, rodzynki, orzechy (całkiem sporo;)
pół szklanki wódki/whiskey/nalewki/rumu 
mocna, słodka herbata (polecamy earl grey, ładnie pasuje:))
biała czekolada/polewa
posypka



Na samym początku zalewamy rodzynki, wiśnie i żurawinę wrzątkiem. Po chwili odlewamy wrzątek i wlewamy alkohol. Orzechy siekamy i prażymy na patelni.
Margarynę i cukry ucieramy na puszek. Dodajemy stopniowo roztrzepane jajka i mąkę z proszkiem.
 Do ciasta dodajemy bakalie (alkohol troszkę należy odlać), warto jest je wcześniej obtoczyć w mące.
Ciacho wylewamy na keksówkę. Pieczemy w 180 stopniach, ok godziny.
Po wyjęciu z piekarnika, czekamy aż przestygnie i nasączamy 4-5 łyżkami herbaty (można zmieszać z alkoholem:)). Polewamy białą, stopioną czekoladą i obsypujemy wiórkami czekoladowymi:)

Smacznego!

piątek, 26 października 2012

Placek drożdżowy vs. jesień:)


Czasami jest tak, że po prostu brakuje weny. Najzwyczajniej w świecie nadchodzi era wielkiego Nie Chce Mi Się. I nie motywuje nawet to, że mąka z szafki błaga o uwagę, piekarnik zamarza, a na półce zalegają sterty fantastycznych przepisów do wypróbowania. No, ale jesień w końcu:)

 
Nic nam nie wiadomo, na temat istnienia lekarstwa na złą jesień(/wiosnę/lato/zimę/cały rok, o zgrozo;p). Zawsze jednak można nacieszyć nos i podniebienie plackiem drożdżowym. Nawet z mrożonymi truskawkami:)

Otóż, aby oddać sprawiedliwość, nasz placek drożdżowy nie miał w sobie ani jednej mrożonej truskawki. Wszystkie były świeże, piękne i pachnące. Jednak taki z mrożonymi i dosłodzonymi, także wydaje się być kuszący:)




 Placek drożdżowy:
2 szklanki mąki pszennej
pól szklanki cukru
1/3 szklanki ciepłego mleka
1/4 kostki masła
15g świeżych drożdży (można troszkę więcej)
2 łyżki cukru pudru
2 żółtka
cukier wanilinowy
truskawki z zamrażarki z cukrem wedle uznania


Połowę masła siekamy, dodajemy 1/4 szklanki mąki i cukier puder. Zagniatamy sypką kruszonkę i wkładamy do lodówki. Kruszonki można zrobić więcej, jeśli się ją lubi oczywiście (ale czy możliwe jest aby jej nie lubić??).
Drożdże rozcieramy z połową łyżki cukru i mlekiem. Dosypujemy 2 łyżki mąki i mieszamy. Odstawiamy na pól godziny. Pozostałe masło stapiamy i studzimy.
Żółtka ucieramy z resztą cukru i cukrem waniliowym. Dodajemy do drożdży razem z mąką i wyrabiamy ciacho. Wlewamy masło i zagniatamy ponownie. Jeśli jest zbyt rzadkie, dosypujemy mąkę. Odstawiamy, i dajemy czas aby pięknie urosło.
Foremkę wykładamy papierem, rozciągamy na nią ciacho. Układamy truskawki i posypujemy kruszonką. Pieczemy w 190 stopniach przez 35-40 minut.

I tak przechytrzyliśmy jesień:)


sobota, 14 kwietnia 2012

Wiosenne babeczki!


Wiosną wszystko jest bardziej kolorowe, więc i babeczki nie mogą tu być wyjątkiem:) Tym razem, nie porywając się na eksperymenty, zrobiłyśmy je na  naszym sprawdzonym biszkopcikowym przepisie.



 I właściwie ten "biszkopcik" to jedyna wspólna cecha naszego stada muffinek. Każda jest inna, co jest efektem twórczego transu. Batony, cukierki, wiórki czekoladowe, kokos, kakao, migdały topiona czekolada, galaretki, kremy z alkoholem i bez, czekoladowe, śmietankowe, krówkowe... Uff.




Aaa i soda oczyszczona z mydłem. Bo niebieski barwnik = trwale smerfne ręce, więc lepiej zakładajcie rękawiczki;))




 
Wszystkie są uśmiechnięte, radosne i śmiało pozują do zdjęć. A smakują? Słodko, kremowo i delikatnie. Me gusta!:)












I jeszcze przekrój anatomiczny:


piątek, 9 marca 2012

Pękate ciastka czekoladowe:)


Pękate ciasteczka, czekoladowe zmarszczki, chocolate crinkles 
- to z pewnością (obok brownies, blondies, makaroników i kilku innych ...) jedne z czołowych blogowych hitów.
Początkowo obawy czy rzeczywiście popękają były spore (w końcu to chyba jakaś magia?;)). 
Po wyjęciu z piekarnika jednak szerokim uśmiechem powitały nas takie oto urocze, pękate ciasteczka:



 U nas ciasteczek wyszło ok 100 sztuk, więc polecamy zrobić z połowy porcji:

Czekoladowe zmarszczki: 
 
4 szklanki mąki
pół kostki margaryny
7-8 jajek
3 szklanki cukru
2,5 tabliczki gorzkiej czekolady
3 czubate łyżeczki proszku do pieczenia
cukier wanilinowy 
szczypta soli
cukier puder do obtoczenia ciastkowych kulek

Czekoladę topimy z margaryną. Dodajemy (do lekko ostudzonej masy) jajka, cukry, sól, połowę mąki z proszkiem do pieczenia i ucieramy. Wsypujemy resztę mąki, dokładnie mieszamy. Ciasto jest troszkę płynne i lepkie, należy więc je solidnie zmrozić. Następnie lepimy niewielkie kulki, obtaczamy w cukrze pudrze, układamy w sporych odstępach na blaszce wyłożonej pergaminem. Pieczemy w ok. 160 stopniach. Jak długo? Hmm, jakieś 15 - 20 minut, ale najlepiej "na oko":)

A jak smakują? Zachęcamy do sprawdzenia!:)

piątek, 24 lutego 2012

Piątkowa Cappuccino-Pomarańcza:)


Przepis w swojej pierwotnej wersji pochodzi z "Domowych wypieków" i nazywa się "sernikiem cappuccino z pomarańczą". Jeśli ciasto bez użycia piekarnika i sera można nazwać sernikiem, to jest to z całym przekonaniem jeden z najlepszych serników na świecie!
W naszej, dość zmodyfikowanej wersji - w sam raz na posesyjny, piątkowy wieczór:)


Składniki (na malutką tortownicę)
opakowanie biszkoptów
opakowanie galaretki cytrynowej
Masa:
duży serek homogenizowany (u nas waniliowy "Danio" 400g)
2 szklanki mleka w proszku (u nas "light":))
1/3 szklanki cukru pudru
pół kostki masła
żółtko
2 łyżki kawy rozpuszczalnej (jak ktoś lubi mniej to trzeba smakować)
łyżka żelatyny
wiórki czekoladowe
galaretka pomarańczowa i pomarańcza

Rozpuszczamy galaretkę cytrynową i studzimy.  Żelatynę rozpuszczamy w 1/4 szklanki gorącej wody, schładzamy. Kawę rozpuszczamy w odrobinie wody. Biszkopty moczymy w galaretce i układamy na tortownicy. Masło ucieramy z cukrem, dodajemy żółtko, porcjami mleko w proszku, serek, kawę i na końcu tężejącą żelatynę. Wsypujemy czekoladowe wiórki, wylewamy masę na biszkopty. Na górę układamy jeszcze jedną warstwę biszkoptów maczanych w galaretce. Wkładamy do lodówki i czekamy, aż stężeje. Na koniec układamy pokrojoną pomarańczę i zalewamy tężejacą galaretką pomarańczową. Chłodzimy, smakujemy i bierzemy dokładkę:)

sobota, 11 lutego 2012

Puchate Kostki


Tematyka na "kostkach" oczywiście oklepana, ale wiadomo - Walentynki:) 
(No, ostatecznie serducha mogą być traktowane jako wyraz naszej najszczerszej miłości do wypieków)


Jeśli już mowa o miłości, to z całą pewnością warto jest obdarzyć tym uczuciem rzucany biszkopt. Można w niego wierzyć lub nie, ale my jesteśmy przekonane, że rzucanie ciastem o podłogę to czysta magia!


Puchate Kostki:
Biszkopt rzucany <3 :
5 dużych jajek
3/4 szklanki mąki pszennej
1/4 szklanki mąki ziemniaczanej
3/4 szklanki cukru
cukier wanilinowy

Krem (autorski!):
budyń czekoladowy (dwie paczki, przygotowany na połowie mleka i ostudzony)
3/4 kostki margaryny
łycha cukru
2 łychy nutelli (albo czegoś podobnego)
likier (do smaku)
stopiona czekolada (lub polewa czekoladowa)
wiórki kokosowe
kakao

Przyrządzamy biszkopt: standardowo ubijamy białka, dodajemy cukry, nadal ubijamy. Dodajemy po jednym żółtku, ubijamy. Teraz powoli i delikatnie dodajemy mąki i taktownie mieszamy. Wylewamy na formę, której tylko spód przykryty jest papierem do pieczenia. Wstawiamy do piekarnika na 170 stopni (u nas tym razem na 25 minut). I tu zaczyna się rytuał magiczny: wyciągamy biszkopt z piekarnika, rzucamy z ok. pół metra na podłogę, i znowu wstawiamy do piekarnika. Piekarnik wyłączamy, drzwiczki uchylamy i zostawiamy w spokoju do ostygnięcia.

Krem: margarynę ucieramy z cukrem (w wersji mniej studenckiej można dodać masło;)). Dodajemy po łyżeczce ostudzone budynie. Następnie nutellę i likier. Trzeba zwracać uwagę na temperatury i dobre ucieranie:)

Wystudzony biszkopt przecinamy na pół (są takie super piłki do ciast, my zrobiłyśmy to nożem do pieczywa). Jeden płat polewamy czekoladą. Następnie wycinamy mniej więcej równej wielkości kwadraciki. Na każdy  pokryty czekoladą nakładamy troszkę kremu i przykrywamy kwadracikiem bez czekolady. Cały "zlepek" także smarujemy kremem i kąpiemy w wiórkach. Ozdabiamy:) Można użyć kremu, powycinać szablony i posypać posypkami, orzechami czy kakao. Smacznego!

Szczęśliwych Walentynek! <klik>






niedziela, 29 stycznia 2012

Mango, gruszka, jogurt - czyli ciasto zimą:)

Przyszła zima, przyszła sesja i odszedł czas na pieczenie. Z owocami też nie można poszaleć, przydałby się zastrzyk endorfin... No dobra - chociaż glukozy;)


Przepis na zimowy zastrzyk glukozy:

Ciacho:
pół szklanki mąki
5 jajek (jeśli są duże, to 4)
3/4 szklanki cukru
cytryna 
duży jogurt grecki (może być light - u nas się sprawdził;))
łyżeczka proszku do pieczenia


dojrzałe mango, trzy duże gruszki
galaretka (ulubiona, u nas brzoskwiniowa)

Ubijamy białka.
W osobnej misce cukier ucieramy z żółtkami na puszek (albo krem? ma wyjść jednolite w każdym razie;)). Dodajemy mąkę i proszek, wlewamy jogurt, wciskamy sok z cytryny (można jeszcze zetrzeć i wrzucić skórkę). Mieszamy razem z białkami.
Kroimy na cieniutkie paseczki trochę mango i gruszek. Dodajemy do ciasta. Wylewamy je na tortownicę. Pieczemy 45 - 60 minut w 180 stopniach.

Przyrządzamy galaretkę. Gdy zacznie się "ścinać" wylewamy ją na ostudzone ciasto (wcześniej obkładamy je kawałkami mango i gruszek). Wsadzamy do lodówki. Gdy galaretka całkowicie stężeje, kroimy, częstujemy siebie i otoczenie. Teraz tylko czekać na nieunikniony napływ endorfin:)